poniedziałek, 11 listopada 2013

9.Tak być nie miało.

   Kolejnego dnia obudziłem się w swoim łóżku u boku Louisa. Chłopak obejmował mnie swoim ramieniem. Spojrzałem na srebrny zegar naprzeciw nas, swoimi czarnymi wskazówkami informował, że dochodziła godzina jedenasta. Przeciągnąłem się leniwie i delikatnie wyswobodziłem z uścisku. Opuściłem ciepłą, jedwabną pościel i spokojnym krokiem udałem się do kuchni. Dom był w należytym porządku, co mnie strasznie zdziwiło, zważywszy na ostatnią noc. Spodziewałem się raczej widoku jak z filmu ,,Kac Vegas". Pamiętałem wszystko, pomimo procentów we krwi nie urywał mi się film. Rozejrzałem się zdezorientowany i dostrzegłem moją Esterę jedzącą śniadanie na wysepce. 
 - Wstałeś - nie wiem, czy to było pytanie, czy stwierdzenie. 
 - Widzę, że nie próżnowałaś. 
 - Tata przyjedzie dzisiaj - powiedziała spoglądając na mnie ukradkiem. 
 - Co? Jak? Po co?
 - Dzwonił rano, że właśnie wsiada do samolotu. Był w Monako. Powinien być za godzinę.
 - Po co przyjechał? 
 - Nie mówił. 
   Ostatnie wydarzenia, nie zastąpiły tylu lat milczenia między mną a siostrą, jednak na pewno nas zbliżyły. Ciekawiło mnie czemu nasz wyrodny ojciec zamierza nas zaszczycić swoją obecnością. Nie widziałem go pół roku. Przylatywał raz na jakiś czas, udając, że go obchodzimy. 
 - Gdzie jest Niall i Mel? - spytałem po chwili zmieniając temat. Otworzyłem lodówkę i nalałem mleka do uprzednio nasypanych płatków.
  - Śpią w pokoju dla gości.
  - Jestem ciekawy kiedy przestaną w końcu udawać, że nic do siebie nie czują.
   Est wzruszyła jedynie ramionami i schowała talerz do zmywarki. 
 - Zostawiłeś mnie samego - odparł z wyrzutem Louis wyłaniając się zza korytarza. 
    Przetarł zaspane oczy i usiadł obok mnie. Nakarmiłem go kilkoma łyżkami mojego śniadania.
 - Nie chciałem cię budzić.
     Nagle usłyszeliśmy wrzaski dobiegające z pokoju gościnnego. Obudzili się.
 - Wynoś się! 
 - Uspokój się Melanie!
 - Ty zboczeńcu! Bierz te ciuchy!
 - Dziewczyno! Rozumiesz, że do niczego nie doszło?! - chłopkowi jednak odpowiedziały jedynie zatrzaskujące się mu przed nosem drzwi. 
   Nasza trójka nie mogła się powstrzymać od śmiechów, gdy do kuchni wkroczył blondyn w samych bokserkach, trzymając w rękach swoje ubrania. 
 - Ona jest nienormalna - stwierdził odkładając ciuchy na sofę. 
 - Po czym to wnioskujesz?
 - Stary, wczoraj sama błagała mnie, żebym z nią został, bo nie chciała spać sama. W końcu się zgodziłem i po prostu położyłem obok niej. Zasnęliśmy, a przed chwilą obudził mnie jej wrzask. Ma nie po kolei w głowie. 
  - To jej powiedz, jak było - powiedział Lou przegryzając jabłko.
 - Mówiłem kilka razy! Do niej, jak do słupa. Z resztą... przejdzie jej zaraz.
 - Kto się czubi, ten się lubi - zażartowała Estera.
 - Dobra, ja spadam do domu. Mam cholernego kaca, rozsadza mi głowę. Mama będzie wściekła, że zwiałem z domu wczoraj. Zróbcie mi kawę proszę, ja spytam tej histeryczki, czy podwieźć ją do domu.
   Louis podszedł do czerwonego ekspresu i zaczął majstrować przy guziczkach. Podobało mi się to, że stał w mojej kuchni, po nocy spędzonej ze mną i mogliśmy wspólnie jeść śniadanie. Szkoda, że tak nie może być codziennie. Mam nadzieję, że po skończeniu tego roku szkolnego razem gdzieś wyjedziemy. Na studia, do pracy, gdziekolwiek. Właśnie... nasza przyszłość. Co dalej? Nie miałem pojęcia jaki zawód sobie wybrać, nawet nie wiedziałem, jakie Louis ma plany.
  Siedziałem na podwyższonym krześle wpatrując się pusto w przestrzeń, musiałem wyglądać dość osobliwie, ponieważ po jakiś 10 minutach zaczęli się mnie pytać, czy wszystko ze mną w porządku.
 - Na razie! - krzyknął Niall zamykając drzwi za nim i Melody. Moje rozmyślenia trochę mnie wciągnęły.
 - Idę wziąć prysznic - oznajmiłem wchodząc do łazienki.
***
  - Cześć George - powiedziałem dość obojętnie kilka godzin później gdy on zjawił się w domu. 
   Louis uparł się by zostać i go poznać. Stał teraz trochę skołowany obok mnie i czekał aż go przedstawię, doprawdy, nie wiem czym się tak ekscytował. Zrobił nawet spory obiad by mu się przypodobać. Ubrał się schludnie, a to w jego przypadku coś wyjątkowego. Gdzie się podziały jego poszarpane koszulki za duże o 2 rozmiary i podwinięte jeansy z mnóstwem dziur? Tak czy inaczej, wyglądał nieziemsko. 
 - Mów mi tato Harry. Nie jesteśmy na ty, ile razy mam Ci powtarzać? - zdenerwował się TATA zdejmując kurtkę w przedpokoju. 
 - Taa..
   Estera dość uradowana wtuliła się w jego idealnie wyprasowany i uszyty na miarę garnitur ciągnąc go do stołu. Włosy miał koloru prawie identycznego co ja. Jego idealnie wystylizowana fryzura i śnieżnobiałe zęby dawały wrażenie, że patrzysz na kogoś wyjętego z bilbordu reklamującego magazyn dla ,,dżentelmenów". Wyglądał perfekcyjnie, ale u niego nie było to tak bardzo sztuczne, że aż ociekał tym. 
 - Kto to zrobił? - najstarszy Styles zdziwił się widokiem przyrządzonego jedzenia, pewnie spodziewał się mnie w dresach leżącego przed TV z miską chipsów. 
 - Louis - powiedziałem dość dumny z talentu mojego ukochanego. 
 - Witam. George Styles, ty jesteś kolegą Harolda? - mężczyzna skierował się do Tomlinsona. Nie krył zdziwienia. Każdy by był w lekkim szoku. Przyjaciel syna, o którym prędzej nie słyszałeś gotuje dla ciebie obiad. 
 - Dzień dobry - odparł Lou wychylając się zza moich pleców.
 - Nie do końca trafiłeś. Louis jest moim chłopakiem TATO - wyjaśniłem mu, lekko ironizując ostatnie słowo.
 - Oł.. to znaczy... serio? Wow..... yy... miło mi? - zabawnie było patrzeć jak szereg różnych uczuć miga na jego twarzy. By zwieńczyć to  złapałem Louisa w tali i przyciągnąłem do siebie kładąc brodę na ramieniu i czule go przytuliłem.
 - Przeszkadza Ci to? - nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
 - Oczywiście, że nie - odpowiedział szybko... zbyt szybko. Wiedziałem, że ma z tym problem/
 - Może zjedzmy coś? - zaproponowała Est chcąc rozluźnić atmosferę.
  Wszyscy usiedliśmy przy stole i zabraliśmy się za ciepły posiłek.
 - Co cię tu sprowadza? - spytałem zaciekawiony jego nagłą wizytą.
 - Chciałem spędzić trochę czasu z moimi dziećmi.
   Esterze zatrzymał się widelec w połowie drogi do ust.
 - A tak naprawdę? - dociekałem.
 - Harry. Jesteś już dorosły, w tym roku kończysz szkołę, chciałem z tobą porozmawiać o twojej przyszłości.
  Tym razem to mi szczęka opadła ze zdziwienia. On się mną PRZEJMUJE?! Z niewiadomych mi powodów przed oczami ujrzałem pewne niedzielne popołudnie dobre parę lat temu, gdy byłem małych chłopcem a George bawił się ze mną w chowanego. Zatrzymałem jedną łzę napływającą do oczu i odpędziłem niechciane myśli.
 - To znaczy?
 - Chciałem ci zaproponować pracę u mnie. Całe wakacje spędzisz ze mną podróżując po świecie, mógłbyś podpatrywać jak rozmawia się z klientami, Namawia potencjalnych kupców. Na czym polega nasza firma. W końcu kiedyś ty ją przejmiesz. Potem pójdziesz na odpowiednie studia, proponowałbym prawo na Harvardzie. Ja tam studiowałem, jestem jednym sponsorów, z resztą rozmawiałem z Davidem, moim starym znajomym, jest tam wicedyrektorem, powiedział, że cię przyjmą. Znalazłem już tam ładny apartament blisko uczelni, w którym mógłbyś zamieszkać. A po ukończeniu ich zaczniesz pełnoetatową pracę. Przydzieliłbym ci jakiś dział i zostałbyś prezesem.
    Poczułem jak Louis zaciska dłonie na moim kolanie. Perspektywa byłaby piękna, jednak wiąże się to z zostawieniem mojego ukochanego...
 - Widzę, że już wszystko zaplanowałeś, to po co mnie pytasz? - nie mogłem się powstrzymać przed rzuceniem tej uwagi.
 - Harry.. mój synu. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy w najlepszych relacjach i was zaniedbuję, ale pozwól mi chociaż zadbać o twoją przyszłość. Nie chcę, żeby moja firma, którą budowałem całe życie, trafiła w ręce kogoś obcego.
 - Chcesz bym zrezygnował z mojego całego życia? Przykro mi.
   Wstałem już bez słowa i szybkim, nerwowym krokiem poszedłem do mojego pokoju. Usiadłem w moim ulubionym miejscu naprzeciwko okna, opierając się plecami o łóżko. Usłyszałem otwierające się drzwi. Poznałem Louisa po krokach, nawet nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że to on. Zajął miejsce obok i objął mnie ramieniem.
 - Powinieneś się zgodzić - powiedział nagle,  a ja napiąłem wszystkie mięśnie ze strachu.
 - Nie rozumiesz? Wtedy nie będzie dla nas czasu. Nie wytrzymam kilku lat bez ciebie!
 - Coś się wymyśli. Możesz negocjować z ojcem. Nie musisz jechać do USA na studia. Namówisz go na jakieś w UK. będzie nam łatwiej. Kochanie, to wielka szansa dla ciebie. Gdy już dostaniesz pracę wyprowadzimy się tam razem.
 - Daj mi czas. Muszę to przemyśleć.
_______________
1. PRZEPRASZAM! NIE BIĆ! Wiem, że aż 2 tygodnie czekaliście :<< Ale jakoś nie miałam chęci... pod 7 było AŻ 45 KOMENTARZY, a pod 8 tylko 32... nie podobało wam się?
2. KOMENTUJCIE PROSZĘ! DAJCIE MI CHĘCI DO PISANIA!
3. Korekty w tym rozdziale nie było. Szkoda.
4. Rozdział mi się cholernie nie podoba... następny będzie lepszy. Obiecuję!
5. JAK ZMIENIACIE NAZWĘ NA TT TO PLIS POWIEDZCIE MI, BO JA POTEM SZUKAM JAK IDIOTKA!
6. Jestem ciekawa czy ktokolwiek to czyta co ja piszę tutaj w tych punktach.. jeśli przeczytałam napisz hasło: LARRY IS REAL BICZYS!. Ciekawe ile osób xd

poniedziałek, 28 października 2013

8.Święta, święta i po świętach

     Słońce dawno temu schowało się za grubymi warstwami chmur, a my powoli zapominaliśmy o jego istnieniu. Śnieg gęsto padał, niestety szybko się roztapiając i tworząc brudne breje dookoła. Był już grudzień, za tydzień święta. Straszne. Sobotnie przedpołudnie spędzałem z Tomlinsonem w moim domu. Miałem pewien plan.
    Krążyłem niespokojnie po przestronnym, jasnym korytarzu, obmyślając plan ucieczki.
 - Po prostu tam zapukaj, Harry - powiedział widocznie już zirytowany moim tchórzostwem Louis, opierając się o brzoskwiniową ścianę obok mnie.
 - Nie da się ,,tak po prostu"! Mam wejść, po takim czasie i powiedzieć ,,cześć! Pamiętasz mnie? Jestem Harry - twój brat. Pójdziemy na lody?" To nie, kurwa, takie proste! Pomyśl! - oburzyłem się, może trochę zbyt mocno, ale buzowały we mnie emocje. Chłopak przygwoździł mnie do tapety w wytłaczane kwiatki, odrywając mnie tym samym od nerwowych przechadzek od lewej do prawej, które praktykowałem co najmniej od 20 minut.
 - Po pierwsze, kocie, uspokój się i nie mów do mnie tym tonem - pomimo tego, że był niższy potrafił mieć nade mną władze fizyczną i psychiczną. Uwielbiam to. - Po drugie - jesteście rodzeństwem. Musicie mieć jakieś wspólne tradycje. Coś, co lubiliście razem robić. 
    Puścił mnie i powrócił do swojej poprzedniej pozy, jak gdyby nigdy nic. 
 - To bez sensu - odwróciłem się i chciałem wyjść z pomieszczenia, gdy właśnie otworzyły się drzwi do pokoju Estery, a ona stanęła w drzwiach.
    Ubrana była w podarte czarne rajstopy, skórzaną rozkloszowaną spódniczkę zakrywającą ledwo jej tyłek i koszulę moro starannie włożoną pod spód. Jej długie, jasne włosy zaczesane były w warkocza na bok. Spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha, którym w sumie dla niej byłem. Jej zielone oczy rozszerzyły się nienaturalnie.
 - Harold? - spytała po minucie milczenia. Bolało mnie to, jak wielkim szokiem dla niej był mój widok przed jej pokojem.
 - Pójdziemy na grzyby? - spytałem ku jeszcze większemu zdziwieniu.
 - Na grzyby? - powtórzyła.
 - Pamiętasz jak byliśmy na wakacjach w Holandii i spacerowaliśmy po lesie?
 - Harreh... jest zima - odparł Lou, podchodząc bliżej. Es chyba dopiero teraz go zauważyła i popatrzyła pytająco. 
 - To jest Louis, mój umh... chłopak - powiedziałem lekko skrępowany, jednak na szczęście dziewczyna się tylko uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń. 
 - Chciałem zapytać, czy masz jakieś plany na święta, bo jak nie, to mogłabyś zostać z nami w domu, możesz zaprosić swoich przyjaciół. Jednak jeśli nie chcesz, to w porządku, chociaż byłoby mi bardzo miło, im pewnie też. Tata pewnie nie przyjedzie, wiesz jaki on jest - zacząłem mówić jak najęty, plątając się w słowach. Lou patrzył na mnie z rozbawieniem, a siostra była zmieszana. Ręce mi się lekko trzęsły. To była makabra.
 - Przepraszam, ale jestem umówiona z koleżanką na kawę za niecałą godzinę i powinnam już wyjść - przerwała mi niespodziewanie. Chwyciła leżące przy drzwiach creepersy na koturnach i zaczęła się ubierać. 
    Louis chwycił mnie za rękę i z pół-uśmiechem zasugerował, żebyśmy poszli. Poczułem straszny zawód. Chociaż czego się spodziewałem? Że wskoczy mi w ramiona jakby nic się nie stało? Bezsensu. 
***
     Leżałem z moim chłopakiem na beżowym, miękkim dywanie w salonie. W tle leciała cicha melodia The Pretty Reckless- Just Tonight, to mój ulubiony zespół. Patrzyłem się w sufit odliczając w myślach sekundy skupiając się na tykaniu zegara. Było koło 6 po południu. Święta... ach, te święta. Obok nas były rozrzucone puste butelki po szampanie. Spędzaliśmy ten ,,uroczy czas w roku" upici leżąc na ziemi. Rodzina Louisa wyjechała do dziadków do Londynu. Niall i Mel mieli podobno jakieś inne plany, Estera mnie unikała od tamtego czasu, a my zostaliśmy tu samotnie. Może nie śpiewaliśmy kolęd, nie było skarpet nad kominkiem i bałwana przed domem, ale nam takie spędzanie czasu odpowiadało. Ważne, że mieliśmy siebie.  Wydaje mi się, iż musieliśmy wyglądać naprawdę żałośnie w tamtym momencie. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a my z zawrotna prędkością wstaliśmy i skierowaliśmy się do źródła hałasu.
 - Witam! Witam! O drogę pytam! - krzyknął uradowany Niall.
   Jednak tę informację wysnułem, poznając go po głosie. Bowiem najpierw ,,weszła" do domu choinka przystrojona na złoto-czerwono, a dopiero potem byliśmy w stanie dostrzec blondyna.
 - Co ty tu robisz? - spytałem wręcz równo z Louisem.
 - Dostaliśmy cynk, że macie dzisiaj zamiar się upić, więc jako dobrzy przyjaciele chcieliśmy wam to wybić z głowy i umilić jakoś Boże Narodzenie - odparła uśmiechnięta Melanie, zamykając za chłopakiem drzwi.
 - Kto wam powiedział? - zdziwił się Lou i podszedł bliżej drzewka.
 - Ja - odpowiedział mi  głos dochodzący z korytarza.  Odwróciłem się  i dostrzegłem Esterę opierającą się o framugę.
 - Chyba nie jesteście źli? Pomyślałam, że to było słodkie jak ostatnio do mnie przyszliście, a ja was źle potraktowałam. Chciałam jakoś się odwdzięczyć - poczułem jak rośnie mi serce. Na końcu tunelu wreszcie zaczęło tlić się delikatne światełko.
 - Skąd wiedziałaś, że się przyjaźnię z nimi?
 - Z twittera.
 - A ich numery?
 - Z twittera.
 - Ach... - zaśmiałem się w duchu.
 - To  jest  naprawdę  urocza  scenka, ale czy ktoś mi tu, kurwa,  pomoże  z tym przerośniętym zielskiem?! - poskarżył się Horan, wystawiając głowę zza gałęzi.
 - Skąd wy to w ogóle macie? - spytałem łapiąc za czubek i wnosząc
 - No wiesz... - zaczęła McCartney.
 - Ukradliśmy sprzed supermarketu - powiedział, jak gdyby nigdy nic, Irlandczyk.
 - Co? Ahahahahaha, dlaczego? - śmiech Lou opłynął cały dom, a ja poczułem zwyczajowe ciepło w środku.
 - Mel się uparła, że na święta musi być choinka.
 - Zgadzam się z nią - dodała Est sprzątając puste butelki z ziemi.
   Niall dopiero teraz mógł ją dostrzec, gdy wreszcie pozbył się diabelskiego drzewka ze swoich rąk. Dziewczyna ubrana była w złotą, dopasowaną spódniczkę, czarne rajstopy i koronkową bluzkę w tym kolorze. Lśniące loki opadały na piersi, a czerwona szminka upiększała uśmiech. Widziałem po minie przyjaciela, że moja siostra ewidentnie wpadła mu w oko. Na tyle, że upuścił część drzewka trzymaną przez siebie i został za to pokarany silnym bólem w stopie, na który wszyscy zareagowaliśmy głośnym śmiechem.
   Niestety nie mieliśmy w co włożyć skradzionej choinki, więc pozostała ona leżąc na ziemi. Usiedliśmy wszyscy na skórzanej kanapie, a ku mojemu zdziwieniu i szczęściu, moja młodsza siostra przyłączyła się do nas. Cieszyła mnie ta jej nagła zmiana decyzji. Oczywiście, nie mieliśmy żadnych potraw, które mogły zaszczycić nasz stół. Wygrzebałem na szybko z szafki dwie paczki paluszków, pięć natchosów, kilka puszek orzeszków i chyba z tuzin chipsów. Jednak goście nie narzekali, tylko przywitali mnie gromkimi brawami.
 - Nie ma co, święta zajebiste - zaśmiał się Lou, gdy opanowywaliśmy kolejne przekąski.
 - Gramy w ,,prawda, czy wyzwanie"? - wybełkotała Melanie z buzią pełną chrupek.
 - Możemy - odparł niechętnie Niall, chociaż wiedziałem, że podoba mu się ten pomysł. Szczególnie, gdy na stole były procenty, u tego chłopaka automatycznie włączał się tryb ,,jesteś szalona, mówię ci", widziałem ten błysk w jego oku, który mnie przerażał.
 - Ja zacznę. Od kiedy jesteście razem? - spytała Estera patrząc na blondyna i ciemnowłosą.
 McCartney opluła się drinkiem, który właśnie pochłaniała, a chłopak razem z nami zaniósł się śmiechem. Moja siostra patrzyła na nas pytająco.
 - Nie jesteśmy razem - wyjaśnił jej Irlandczyk klepiąc ,,swoją dziewczynę" po plecach.
 - Naprawdę? - wyglądała na nieźle zdziwioną - Dziwne. Zazwyczaj mam do tego oko.
   Widziałem rumieńce pojawiające się na twarzach dwojga.
 - To teraz ja. Prawda, czy wyzwanie? - Niall skierował się do mnie.
 - Prawda - odpowiedziałem pewnie, zaraz tego jednak żałując.
 - Z iloma dziewczynami spałeś? - zapytał zacierając ręce z zaciekawieniem, a ja poczułem jak Louis ścisnął mocniej moją dłoń.
 - No umh... z dziesięcioma - odpowiedziałem. Nie byłem takim casanową, za jakiego brał mnie mój przyjaciel, chociaż wciąż to nie pocieszyło mojego chłopaka.
 - Przyniosę coś do picia, co nie jest alkoholem - Tomlinson wstał i udał się do kuchni, a ja zaraz za nim.
 - Jesteś zły? - spytałem, wtulając się w jego tors i kładąc brodę na ramieniu.
 - Nie, przecież to było zanim staliśmy się parą.
 - Teraz mam ciebie.
       Wróciliśmy do przyjaciół i kontynuowaliśmy zabawę. Zdziwił nas widok Nialla trzymającego się za policzek.
 - Dał mi za zadanie pocałować go - wyjaśniła Melanie.
 - Próbować zawsze warto - odpowiedział rozbawiony blondyn, raczej nie urażony. Gdyby Mel nic kompletnie do niego nie czuła, nie zareagowała by tak ostro.
 - Estera, masz chłopaka? - spytała Mel, puszczając w niepamięć poprzednie zachowanie i wracając na swoje miejsce obok poszkodowanego.
 - To bardziej skomplikowane... - powiedziała lekko zmieszana.
 - Ty go kochasz, on ma inną - zaśmiał się Niall.
 - Nie. Mam dwóch chłopaków i jedną dziewczynę - stwierdziła, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
   Zakrztusiłem się swoją wodą, a Louis miał wielką ochotę zrobić mi ,,usta, usta", niestety chyba nie uważał na pierwszej pomocy.
 - Jak to dwóch? I dziewczyna? - spytała po chwili McCartney jako jedyna osoba w pomieszczeniu, która potrafiła coś powiedzieć. - Przepraszam, że wypytuję. ale... no bo... jak?
 - Jestem bi i preferuję związki wieloosobowe, nie lubię się ograniczać - uśmiechnęła się.
 - Wow... znaczy, jej... To um... ciekawe... - nie umiałem złożyć sensownego zdania.
 - MOGĘ BYĆ TRZECIM CHŁOPAKIEM?! - wypalił Niall rozbawiając nas wszystkich, no może prócz ciemnowłosej, która pstryknęła go za to w ucho.
   Czas mijał jak szalony. Czułem się jakby ktoś trzymał zegar i przekręcał wciąż wskazówki, bo co spojrzałem na ścianę, było już godzinę później. Opróżniliśmy już dodatkowo kilka puszek fasolki i groszku.* W późniejszym czasie w ruch poszły różne zadania.
 - LOUIS! - wykrzyczał Niall. - Mam zajebiste wyzwanie.
 - Ja pierdole. Skończę marnie.
 - Idź do sąsiadów złożyć im życzenia świąteczne... nago - dokończył chłopak a wszyscy się zaśmiali. Oprócz mnie. Nie uśmiechał mi się widok mojego chłopaka paradującego bez ubrań przed innymi.
 - Nie ma mowy! Muszę mieć bokserki - zaczął się targować Lou.
 - Ewentualnie to przeżyję.
    Jak powiedział tak zrobił, po chwili pojawił się w pokoju w samej czarnej bieliźnie, towarzyszyły mu śmiechy i wiwaty, a ja patrzyłem na innych zawistnym wzrokiem. Wszyscy poszliśmy za nim jakieś dwadzieścia kroków dalej. Zadzwonił domofonem do ogromnego brązowego domu, otworzyła niska kobieta w króciutkich, kręconych włosach. Wytrzeszczyła oczy na widok Lou i otworzyła usta w niemym krzyku.
 - Dobry wieczór!
   Tak naprawdę było już przed północą.
 - Chciałem państwu złożyć życzenia z okazji Bożego Narodzenia, najpiękniejszego ze świąt! - chłopak w ogóle nie był skrępowany nagością.
 - David! - zawołała najprawdopodobniej męża.
 - Kto przyszedł, kochanie? - zza framugi wyłonił się mężczyzna. Nie zauważył nas, gdy chowaliśmy się za krzakami.
 - Ty nicponiu! Nie wstyd Ci tak! Bo na policję zadzwonię! Wynoś się! - krzyczał, a my zwijaliśmy się ze śmiechu podczas, gdy Tomlinson uciekał w popłochu.


________
*Taka ciekawostka, w UK (nie mam pojęcia czemu) uwielbiają ,,puszkowe" warzywka.
korekta:

 

PODOBA SIĘ?

 

Mi tak średnio, ale chyba nie jest źle. ;)

sobota, 19 października 2013

7.Jesteś mój, czy nie?

  Siedziałem w ławce wpatrując się w widok zza okna. Gołe, samotne drzewo chwiało się nieokrzesanie na wietrze. Jakiś bezdomny pies przebiegł przez dziedziniec szkoły. Był on brudny, kulawy, głodny... samotny... 
   Biała pokrywa puchu przygniatała wszystko dookoła. Ten melancholijny widok wydawał mi się bardzo interesujący w stosunku do wizji tworzenia zdań w czasie participle perfect. Niemiecki, od zawsze był dla mnie tak niezrozumiały, jak to tylko możliwe.  Taki ułamek piekła by zawsze przypominać, co nas czeka po śmierci.
    Louis siedział miejsce za mną w rzędzie obok. Czułem, że wciąż na mnie zerka, z resztą ja też na niego spoglądałem. Wrócił do szkoły tłumacząc swoją długą nieobecność zapaleniem krtani. Uśmiechnął się do mnie potajemnie puszczając oczko, a ja poczułem kolejny bunt motyli wewnątrz mojego brzucha. Te zwierzęta ostatnio chyba obrały sobie za punkt honoru rozerwanie mnie od środka. Chociaż z drugiej strony uwielbiałem to uczucie, ponieważ dawało mi jakąś siłę życiową by dalej oddychać. Spojrzałem na zegar słysząc jedynie jego rytmiczne tykanie. Sekunda za sekundą, minuta za minutą... Wieczność.
  Można więc sobie wyobrazić moją radość, kiedy to w tej chwili usłyszałem dzwonek kończący naszą mękę.
-Nareszcie. - Odparł z ulgą blondasek - nie cierpię tej idiotki - powiedział Niall idąc za mną. Oboje pałaliśmy nienawiścią do tego przedmiotu.
    Rzeczywiście Pani Bieler nie była osobą umh.. przyjazną? Bardzo niska z krótkimi, siwymi włosami, których było tak mało, że z daleka wyglądała na łysą. 
- Harry zaczekaj! - krzyknął Louis wybiegając za mną z klasy.
    Stanąłem więc na środku korytarza i na niego zaczekałem. Zignorowałem fakt, iż tamowałem innym ruch. Chłopak podbiegł do mnie wyciągając rękę w moim kierunku, żeby złapać mnie za dłoń. Zrobiłem unik udając, że szukam czegoś w torbie. Pomimo tego, że byliśmy ze sobą od prawie miesiąca, nie byłem gotowy by przyznać się do tego publicznie. Wiem, brzmi to egoistycznie. Ale po prostu cholernie się bałem.
    Podeszliśmy do rzędu metalowych szafek w kolorze popiołu, gdzie wymieniłem książki. Tomlinson stał obok mnie opierając się o ścianę, przyglądał mi się badawczo.
- Czemu tak patrzysz? - spytałem lekko zawstydzony, lecz z uśmiechem na ustach.
- Masz jakieś plany na piątek? 
- Nie ale zgaduję, że ty masz dla mnie już coś. 
- Dokładnie skarbie - zaśmiał się delikatnie - Dasz się namówić na małą randkę? - W sumie to nie byłby głupi pomysł. Miło by było wyrwać się gdzieś wspólnie. Tak odcięci od świata. - Tylko ty i ja... - Odparł rozmarzony, jednocześnie łapiąc mnie w tali i przybliżając do siebie. 
    Niestety pech chciał, aby obok nas znalazł się ktoś jeszcze. Dziewczyna odkładała podręczniki, jednak gdy nas ujrzała natychmiast się odwróciła i zszokowana przeniosła swój wzrok na nas, a raczej na dłonie Loui'ego na moich biodrach. Na jej rysach twarzy można było wyczytać wszystkie myśli, i emocje jakie się w niej znajdowały.
,,Co tu się dzieje?! Oni są gejami?! ONI?! Jak to?!" Dałbym sobie rękę uciąć że urocza Emily która chodziła ze mną na historię miała właśnie takie myśli.
- Brzmi kusząco - odparłem cichutko, a nawet szeptem.
    W tamtej chwili nie sądziłem że ucieszę się na dźwięk dzwonka, który to uratował mnie z tej  sytuacji.

    ***


Po skończonych lekcjach siedziałem z Melanie i Niallem, kiedy to usłyszałem przyjemny, melodyjny, dobrze mi znany głos.
-Harry, możemy porozmawiać? - Spytał mnie nagle Lou. Ja tylko przytaknąłem i wyszedłem z nim ze szkoły w odosobnione miejsce. Zimne powietrze natychmiastowo zadziałało na moje policzki, które już po chwili przybrały lekko czerwony kolor. Miałem na sobie czarny t-shirt i czerwoną koszulę w kratę, a i tak poczułem gęsią skórkę na moim ciele. Zima zawitała do naszego miasta, a ja nawet nie zorientowałem się kiedy zaczęła się jesień. Brawo. 
W tamtym momencie czułem się jakby serce bijące w mojej piersi, miało zaraz wyskoczyć. Wiedziałem co chodzi mojemu chłopakowi po głowie...
- Harreh co jest?
- Nic, co miało by być? - Odparłem z lekkim uśmiechem, niby nie wiedząc co ma na myśli.
- Przestań udawać! - krzyknął widocznie zdenerwowany.
- Nie wiem o czym mówisz - wciąż miałem głupią nadzieję, że chłopak skończy ten temat.
- Przestań! Wiem, że to dla ciebie trudne, boisz się reakcji innych, ale minął już ponad miesiąc! Nie mogę Cię dotknąć, pocałować, przytulić, złapać za rękę. Tylko gdy jesteśmy sami. Jak długo masz jeszcze zamiar udawać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi? Nawet przed Melanie i Niallerem?!
- Ja.. ja nie wiem Boobear... - Wyjąkałem cicho, po krótszej chwili.
- Nie wiesz.. Nie wiesz? - Zaśmiał się sarkastycznie - Ha! Nie wiesz! Ja nie wiem, czy powinniśmy być razem! - krzyknął i wszedł do szkoły, zostawiając mnie na dworze.
 
  Stałem tam na środku dziedzińca. Samotnie, jak te drzewa i pies. W głowie huczały mi słowa Louisa. Wtedy.. właśnie wtedy to we mnie uderzyło. To jak bardzo głupio postępowałem przez kilka ostatnich tygodni. Jaki błąd popełniłem.
Jednak nie potrwało to długo. Wiedziałem, że muszę to naprawić. Dopiero to co powiedział otworzyło mi oczy. Nie mogłem go stracić, przez moją głupotę. Ale byłem gotów. To niesamowite, że podjąłem w decyzję w niecałą minutę, chociaż wcześniej nie umiałem rozstrzygnąć jej przez dłuższy czas.
     Nie czekając dłużej wbiegłem do środka. Podbiegłem do niego, kiedy to anielskim cudem udało mi się odszukać jego brązowe włosy w tłumie wszystkich uczniów szkoły. Louis stał przy oknie opierając się o parapet i przyglądając się drodze znajdującej się za szybą. Nie zwracając uwagi na wszystkich znajomych znajdujących się wokół mnie, podbiegłem do niego i bez słów go pocałowałem.
Nic innego nie miało wtedy dla mnie znaczenia.
- Przepraszam Boo.. - powiedziałem patrząc mu w oczy.
- Już dobrze - odparł.
Uśmiechnięty rozejrzałem się w poszukiwaniu moich najbliższych znajomych, którzy już przyglądali nam się z nieukrywanym zaskoczeniem. Złapałem więc mojego ukochanego za rękę, po czym udaliśmy się w ich kierunku.
W końcu trzeba było im coś wytłumaczyć.

______
Wiem, wiem.. krótki :< Trochę mało akcji.. wiem... Nudny... wiem... Jednak na osłodę mam dla was mały spoiler. W 8 rozdziale nastąpią święta. Nie będą one takie um.. tradycyjne? Z resztą sami zobaczycie. ;)

Podoba wam się nowy szablon? ;p robiłam go wczoraj pół nocy xd

Komentujcie proszę! :)

niedziela, 13 października 2013

6.Promise

Przemierzałem opustoszałe ulice miasta na motorze. Zimne powietrze wypełniało moje płuca. Jedyne co słyszałem to warkot silnika i bicie mojego serca, które rytmicznie huczało w mojej piersi. Czułem jak wszystko we mnie umiera, nie potrafiłem pozbyć się poczucia winy. Całe moje ciało drżał, a ja ledwo dawałem radę kierować. Dawno się tak nie bałem. Jeden zakręt, drugi, trzeci. jedna ulica, druga, trzecia. Wszystko działo się tak szybko, milion myśli na sekundę. Nie nadążałem. W końcu dostrzegłem szyld ,,Paradise". Zaparkowałem motor w pierwszym lepszym miejscu i po chwili zauważyłem Louisa leżącego an ziemi kilkadziesiąt metrów dalej. Nie myśląc o niczym pobiegłem w jego stronę rzucając kask na ziemię.

- Lou wszystko w porządku?! - usiadłem obok niego i uścisnąłem go z całej siły.

- Ał... Hazza, Boże jednak przyjechałeś - powiedział nie dowierzając.
- Czemu miałbym nie? - zdziwiłem się
- Po naszym ostatnim spotkaniu myślałem, że nie chcesz mnie znać - odparł smutno wlepiając oczy w zakrwawione i ubrudzone ubranie.
- Przestań. Źle postąpiłem. Teraz to nieważne, powiedz co się stało? 
- Nie pamiętam, obudziłem się w jakiejś toalecie w pubie. Byłem na imprezie, brałem coś, urwał mi się film. Jacyś kolesie mnie pobili i okradli - przyznał chłopak oddając uścisk. 
- Co brałeś?
   Chłopak jedno nic nie powiedział tylko pokazał mi swoją rękę, na której widniało ukłucie po heroinie.
- Czemu? - spytałem chociaż, po chwili tego pożałowałem, przecież znałam odpowiedź.
- Bałem się, że mnie nienawidzisz - powiedział po chwili.
- Przepraszam! Nawet nie wiem co mam powiedzieć, to była najgorsza decyzja w moim życiu. Nigdy już Cię nie opuszczę! - odparłem przyciągając go do siebie. 
- Obiecujesz? 
- Obiecuję -  przysiągłem, składając delikatny pocałunek na jego ustach. - Chodźmy już - dodałem, podnosząc się z ziemi i pomagając chłopakowi wstać. 
    Dopiero teraz, przy świetle lampy ujrzałem jego  przeciętą brew i zakrwawioną wargę. Po raz kolejny przyłożyłem usta, tym razem do jego 
-Będzie dobrze - odparłem.
    Doszliśmy do motoru i po chwili już byliśmy w drodze. Nawet nie myśląc zawiozłem nas do mojego domu. Pomogłem chłopakowi wejść do środka i usadowiłem go na skórzanej kanapie w salonie.

- Poczekaj, pójdę po jakieś ciuchy i ręcznik. Jutro zszyjemy ci brew.
    Chłopak był umazany krwią w wielu miejscach i miał brudne, podarte ubrania. Przydałoby mu się odświeżenie. 
     Po chwili wróciłem i zaprowadziłem chłopaka do łazienki by wziął prysznic. Sam udałem się do mojego pokoju i usiadłem na podłogę opierając plecy o łóżko, tak by siedzieć naprzeciw okna. Lubiłem oglądać księżyc i gwiazdy, wprowadzały mnie w pewien rodzaj zadumy i pozwalało na pogrążenie się we własnych myślach i całkowite oddanie się zgłębianiu swojego jestestwa. Jednak tym razem moje myśli błądziły w labiryncie, a w samym środku jego był pewien brunet o niebieskich oczach, który właśnie zażywał prysznica kilka metrów dalej. Sięgnąłem pod materac i wyszukałem po omacku kartonika. Wyjąłem go pośpiesznie. W środku było wiele zdjęć rodzinnych z czasów dzieciństwa, oraz z moimi przyjaciółmi, na samej górze było już kilka fotografii z Louisem. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Jednak obiekt, którego poszukiwałem leżał obok. Mała metalowa żyletka. Chwyciłem ją, a ona jak zawsze zalśniła w świetle nocy. Nie zastanawiając się dłużej zacząłem wykonywać powoli kolejne cięcia, by specyficzne kolejny raz wypełniło moje ciało. Wszystko co mnie zabija, sprawia, że czuję się żywy.
- Przestań - powiedział głos za moimi plecami. 
    Louis najwyraźniej już wziął prysznic. Okrążył łóżko i usiadł obok mnie na ziemi. Czułem zapach moich perfum na jego ciele. Delikatne drzewo cedrowe, łączyło się z jego migdałem. Chwycił moją rękę i dokładnie ją obejrzał.  
- To nic takiego - oznajmiłem.
    Chłopak wytarł nacięcia swoją koszulką, po czym pochylił się i delikatnie pocałował obolałe miejsce. Złapał moją drugą dłoń, w której wciąż trzymałem żyletkę i przejechał nią sobie kilkukrotnie po własnych nadgarstkach. Widziałem ból na jego twarzy, który dla mnie był normą.  Niezwykłe. 
- Co ty robisz? - spytałem zdezorientowany. 
- Nie jesteś już sam, Harreh.
    Zignorowałem nasze krwawiące rany i wtuliłem się w jego tors. Tak bardzo tęskniłem za jego obecnością. Trwaliśmy tak wspólnie w milczeniu przyglądając się widokowi zza okna. Żaden z nas nie śmiał skalać tej ciszy słowami, z resztą nie potrzebowaliśmy ich w tym momencie. Było idealnie. 

 ______________________

Korekta: @smiley_worldx 

Rozdział krótki, ale chyba fajny. ;)

KOMENTUJCIE PROSZĘ! 

czwartek, 10 października 2013

5.Chyba się coś spieprzyło

-Jak wyglądam? - spytał Louis stojący przed dużym lustrem, w przedpokoju swojego domu. 
    Ubrany był w elegancki, czarny smoking z muszką tego samego koloru. Podszedłem do niego podnosząc się z kuchennego stołka i poprawiłem mu ubranie. 
- Zajebiście - Odparłem z uśmiechem.
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem! - zaśmiał się chłopak.
   Do pomieszczenia weszła jego mama-Abigail Tomlinson. Niska brunetka, o dużych brązowych oczach i szczerym, wesołym uśmiechu. Ubrana była w czerwoną, elegancką sukienkę i perłowy naszyjnik.
Popatrzyła z miłością na swojego syna. Poczułem ukłucie zazdrości, myśląc sobie, że moja rodzicielka dawno o mnie zapomniała.
Jenny natomiast miała na sobie jasnoróżową kieckę i słodkie balerinki. Kevin, jak na faceta przystało, miał garnitur.  Ich ojciec już czekał na wszystkich w samochodzie.

- Widzimy się na miejscu - powiedział Lou i wyszliśmy razem.

***

   Panna młoda była piękna. Wszyscy zwrócili na nią uwagę, gdy weszła do sali restauracyjnej ze swoim świeżo upieczonym mężem.
Jej sukienka była naprawdę prześliczna. Śnieżnobiała. Gorset pokryty przeźroczystymi kryształkami mocno opinał się na nieprzeciętnych rozmiarów biuście. Dół zrobiony z tiulu (chyba tak się nazywa ta siateczka).
  W pierwszej chwili pomyślałem, że dziewczyna zaraz zemdleje. Jej skóra miała tak blady odcień, że wręcz zlewała się z kolorem ubrania. Okalające jej głowę włosy również były przerażająco jasne i długie. Opadały delikatnie na perłowe ciało naszej gwiazdy. Jej partner znacząco się od niej różnił. Raczej wątłej postury z ciemnobrązowymi włosami sięgającymi za ramiona.

- Hipis - powiedziałem po cichu do Louisa, powodując jego rozbawienie.
    Wesele odbywało się w wynajętej sali na przedmieściach. Bardzo ładnie urządzone - stoły ustawione w dwóch równoległych kolumnach po bokach sal. Przy każdym było 6 miejsc.  My zostaliśmy dopasowani do  kuzynostwa Lou.
 Po środku znajdował się sporych rozmiarów parkiet i oczywiście przy jednej ze ścian - scena dla kapeli. Sufit pokryty dziesiątkami biało-złotych balonów wypełnionych helem. Gdy się podskoczyło, możliwe było złapanie ich za sznurek, co było bardzo atrakcyjne dla najmłodszych gości.
   Pomyślałem, że to mogłaby być uroczystość Melody. Ona stałaby na środku i wygłaszała przemowę. Wyglądałaby tak pięknie. Miałaby męża, którego bym zapewne przemaglował na wszystkie możliwe sposoby i nastraszył rottweilerami, żeby jej nie skrzywdził. Tak, mogłoby tak być.
   Impreza rozkręcała się dość powoli, goście bardziej interesowali się rozmowami niż tańcem, co osobiście mi i Louisowi nie przeszkadzało. Bawiliśmy się wyśmienicie na wpół pustym parkiecie.
Dopiero koło północy zaczęli do nas dołączać inni, z małą zachętą procentów. Noc była jeszcze młoda.



***

   O 3 w nocy siedziałem z Louisem na schodach przed restauracją. Chłodny wiatr otulał nasze rozgrzane do czerwoności policzki. Potrzebowaliśmy chwili, by móc odetchnąć od kilkugodzinnej zabawy.
  To wesele, to było naprawdę coś fantastycznego! Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Stęskniłem się już za klubami podczas tego roku szkolnego. Na szczęście Louis mnie nie zawiódł i wspólnie daliśmy się ponieść muzyce.

- Padam - stwierdził chłopak kładąc się na niewygodnych schodach.- Ja też - przyznałem, chociaż z chęcią porwałbym go na kolejne szalone wybryki.
    Położyłem się obok niego, czując chłodne kafelki, które wbijały mi się w plecy. Tak ślicznie wyglądał tej nocy. Popatrzyliśmy sobie w oczy.
 Jego błękitne tęczówki sprawiały, że zapominałem o Bożym świecie. Wszystko inne zaszło mgłą.
  Zaczął padać deszcz.  Znaczy to nie było wielkie zdziwienie, gdyż znajdowaliśmy się w Anglii, w środku jesieni. To była codzienność.
 Jednakże ulewa tamtej nocy bardzo nas  rozbawiła z nieznanych mi powodów. Leżeliśmy tam, a chłodne krople oblewały całe nasze ciała. Louis oparł ręce na schodach pomiędzy mną i wpatrywał się w moje wargi z przerażającym błyskiem w oczach. Pochylił się i delikatnie pocałował kącik moich ust, by po chwili całkowicie się w nich zatopić. Euforia wypełniła całe moje ciało. Od czubków palców, po końcówki włosów. Lou zachowywał się jak wygłodniały lew, który w końcu złapał zdobycz. Zmierzwiłem jego włosy i jeszcze bardziej przycisnąłem do siebie. Nagle stwierdziłem, że to złe i wyrwałem się z jego uścisku i uciekłem nawet się nie odwracając. Potykałem się o własne nogi, z moich oczu płynął potok słonych łez. Nie wiedziałem co mam zrobić.
-Przecież postąpiłem właściwie. Nie jestem gejem, on nie powinien mnie całować! To on wszystko spieprzył! Zachowałem się poprawnie - tłumaczyłem sam sobie. Chociaż nie wiem jak bardzo bym chciał, nie umiałem w  to uwierzyć.
   Błąkałem się po pustych ulicach nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ciągle czułem smak jego ust i migdałowy zapach ciała.
- Nie! - Krzyknąłem, by wygonić z siebie niechciane myśli.    Nieświadomie zacząłem nucić słowa piosenki One Republic - Counting Stars, do której tańczyłem z nim tej nocy.
    Czuję coś dobrego
    Postępując niewłaściwie
    I czuję coś złego
    Postępując właściwie   Czułem się potwornie i całe moje ciało krzyczało ,,wróć tam!" Jednak nie umiałem. Nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem zagubiony. Deszcz wciąż obmywał mnie litrami, a ja już nie wiedziałam czy wciąż płaczę, czy to tylko krople z nieba.
***
  Minęły dwa tygodnie od wesela. Chodziłem do szkoły jak gdyby nigdy nic. Udawałem, że nic się nie stało zakładając co rano uśmiechnięty wyraz twarz. Życie straciło dawny smak i przestałem widzieć te pozytywy, których wszystko nabierało gdy w pobliżu był Louis. Tak.. Louis. Nie widziałem go od tamtego czasu. Nie chodził do szkoły, co mnie bardzo martwiło. Codziennie, gdy jechałem samochodem gdziekolwiek, w magiczny sposób przejeżdżałem pod jego domem, z nadzieją, że go zobaczę. Żałosne. Brakowało mi odwagi, by zapukać do jego drzwi i porozmawiać.
- Harry - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Nialla. - Nie pierdol, że wszystko w porządku pacanie, bo i tak Ci nie uwierzę! - zdenerwował się chłopak, gdy oglądaliśmy ,,Szybcy i Wściekli" na kanapie w jego domu.- Nic się nie stało - odparłem to samo zdanie, które powtarzałem kilka razy dziennie.
- Poczekaj - powiedział, ku mojemu zdziwieniu.
   Horan udał się do swojego pokoju i zaczął grzebać w szufladach, z tego co słyszałem. Wyszedł po kilku minutach z brązową kopertą w dłoni.
- A teraz patrz - odparł wyjmując coś ze środka.-To jest rentgen mojego mózgu.    Rzeczywiście pokazał mi to co powiedział, co mnie jeszcze bardziej zdziwiło.
- Zmierzam do tego, że mam mózg. Czyli myślę! Szok co nie? - kolejny raz wyjął coś z owej koperty.
- A to twoja głowa - pokazał mi kolejny rentgen. -Też masz ten piękny narząd, dzięki któremu nie jesteś roślinką. Tak więc proszę Cię, nie rób ze mnie barana.
- SKĄD TY TO MASZ?! - na papierze w prawym, dolnym rogu widniał napis ,,Harry Styles"
- Pamiętasz Lisę?
- Twoja ex, ta studentka.
- Miała staż jako sekretarka w szpitalu.
- Jesteś chory... - powiedziałem, by po chwili wybuchnąć śmiechem.
    Za to go cholernie kochałem. Nawet, gdy całe moje życie uczuciowe leżało w gruzach i cicho krwawiło, on potrafił mnie rozbawić. Jest bezcenny.
- Powiedz o co chodzi - ponaglił mnie.- Chodzi o Louisa - powiedziałem cicho.
- WOW! No co ty! Serio? SZOK! Nie wpadłbym na to, po tym, że codziennie siedzisz wpatrując się w tapetę telefonu, gdzie jesteście razem na zdjęciu i gdy jeździmy samochodem, zawsze przez przypadek przejeżdżamy obok jego domu. A już na pewno nie zorientowałbym się, po tym, że od czasu wesela Louis jest ,,chory" i nie chodzi do szkoły, a ty nie wspominasz o nim słowem. Kompletnie mnie teraz zaskoczyłeś!
- Nie bądź sarkastyczny Niall! - krzyknąłem rzucając w niego poduszką.

- Dobra, już dobra. Mów dalej!
    Opowiedziałem mu całe zdarzenie z wesela, a chłopak tym razem uważnie słuchał. Starałem się nie pominąć żadnego szczegółu i nie widziałem sensu w mówieniu mu kłamstw. W końcu to Horan.
- Jesteś głupi - powiedział całkiem opanowanym tonem.
- Co? - zdziwiłem się tym, co właśnie usłyszałem.- Jesteś w nim zakochany po uszy, a gdy ten cię całuje, ty uciekasz ,,bo to złe". Szczyt debilizmu stary. Co w tym jest niewłaściwego?!! - Gdy tak na mnie krzyczał czułem się jak skarcone dziecko, które zjadło wszystkie ciasteczka.
- To co mam zrobić teraz?- Porozmawiaj z nim geniuszu!
***

- BZZZZZ!!!!!!! - zadzwonił mój telefon brutalnie wyrywając mnie z błogiego snu.
- Ja pierdolę... - wymamrotałem, gdy szukałem po omacku urządzenia na stoliku nocnym.

- BZZZZZ!!! BZZZZZ!!! - komórka nie dawała za wygraną, a ja coraz bardziej miałem ochotę ją wrzucić do ubikacji w akcie zemsty. Spojrzałem spod powiek na wielki budzik stojący obok, czerwone cyfry wyświetlały godzinę 3:42. Cholera.

- Halo? - powiedziałem mocno ochrypniętym głosem, gdy wreszcie dopadłem wstrętny przedmiot.
- Harreh? - usłyszałem wystraszony głos Louisa. Moje serce się zatrzymało, a ja po prostu zapomniałem jak się oddycha. Tak dawno go nie słyszałem, chociaż codziennie odtwarzałem sobie ten dźwięk w głowie.
- Louis! Co się stało? - nie ukrywałem mojego przerażenia, a ta sytuacja od razu mnie rozbudziła. Z jednej strony byłem wniebowzięty, że chłopak zadzwonił, a z drugiej wiedziałem, że coś jest nie tak...
- Nie wiem gdzie jestem, chyba ktoś mnie okradł. Dzwonię z budki, bo miałem jakieś drobniaki w kieszeni. Ja.. ja przepraszam, że do Ciebie dzwonię, ale nie wiedziałem do kogo mam się zgłosić, nie.. nie powinienem.. przepraszam, ja nie wiem, boję się po prostu.- Uspokój się Louis. Powiedz co widzisz - starałem się zachowywać racjonalnie.
- Czekaj.. jakiś klub ,,Bonanza" i hotel ,,Paradise" - powiedział nadal drżącym głosem.- Zaraz będę, czekaj, nie ruszaj się.
    Wyleciałem z łóżka jak oparzony, zarzuciłem szybko spodnie i pierwszą bluzę z brzegu. Wybiegłem z domu przeklinając siebie w myślach za to, że go wtedy zostawiłem.
______
korekta:  


KOMENTUJCIE! NIE WIEM, CZY SIĘ PODOBA!

niedziela, 6 października 2013

4.Porozmawiajmy o tym...

   Siedziałem w samochodzie. Nadszedł wrzesień, gorące słońce odchodziło w ciemne zakamarki pamięci, przynosząc na swoje miejsce smętną pogodę. Pozostało nam tylko cieszyć się ostatnimi podrygami lata. ,,Rozpoczęcie roku"- pomyślałem, gdy mijałem wiele nastolatków, ubranych odpowiednio do uroczystości. Jakoś nie bardzo martwił mnie powrót do szkolnego życia. W sumie, to cieszyłem się z tego i nie było w tym ani grama sarkazmu. Nauka raczej nie sprawiała mi dużych problemów, ale też nie byłem prymusem. Zaparkowałem auto na parkingu i ubrany w czarne rurki, biała koszulę i lakierki, udałem się do środka. Od razu wiedziałem gdzie szukać dwójki moich przyjaciół. Niall i Melanie. Jak zawsze powtarzałem, ich szybciej słychać, niż widać. Nie znałem innych bardziej zabawnych i wyluzowanych osób, wszystko potrafili obrócić w żart. Tylko oni potrafią ukraść wózek z supermarketu i jeździć nim po szkolnych korytarzach. To też oni na Halloween rozdają dzieciom ciasteczka dla psa i przychodzą w pidżamie do szkoły, ,,Bo tak wygodniej". Poznałem ich, gdy miałem 5 lat i poszliśmy razem do zerówki, od razu wiedziałem, że się polubimy. Na samo to wspomnienie, na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Horan przeprowadził się tu z Irlandii, a McCartney z Londynu. Wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć, chociaż nie jestem osobą obnoszącą się ze swoimi problemami, wolałem zatrzymywać je dla siebie. Tak jest lepiej. Doszedłem do naszego ulubionego miejsca, a mianowicie parapetu na środkowym piętrze z widokiem na dziedziniec. Blondyn siedział obok czarnowłosej dziewczyny. Nawet nie pytając, wiedziałem o co się kłócą, słyszałem to już na parterze.
- ZEPSUŁEŚ MI JE PACANIE! - krzyczała zdenerwowana Mel, wskazując palcem na minimalne oczko w rajstopach.
- Tego nawet nie widać kobieto! - odpowiedział wzburzony Irlandczyk.
- Jak to nie ?! Wszyscy zauważą!
- Tak, będę rozdawał na holu darmowe lupy żeby każdy mógł się dokładnie przyjrzeć! - odgryzł się chłopak.
    Oboje byli tak zajęci dyskusją, że nawet nie zauważyli tego, że stałem obok nich.
- Meluś - jak ją nazywaliśmy. - wyglądasz pięknie, nie musisz się przejmować tym drobnym niedociągnięciem - odparłem by ją uspokoić i przysiadłem się do nich.
- O! Harry - powiedzieli równo, odwracając się w moją stronę.
- Widzisz Niall? On jakoś umie zachowywać się jak dżentelmen!
- Tak..tak...
   Przyglądałem się widokowi z okna poszukując Louisa wśród tłumu uczniów. Od tamtej imprezy często się z nim spotykałem, graliśmy w piłkę, oglądaliśmy filmy. Podobało mi się to, że się zaprzyjaźniliśmy. Ucieszyłem się, gdy chłopak powiedział mi, że zapisał się do mojej szkoły.
- Kogo tam wypatrujesz? - spytała zaciekawiona dziewczyna.
- Louisa - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, nigdy siebie nie okłamywaliśmy nawzajem.
- Tego kolesia, którego spotkałeś w wakacje? - zaintrygował się Niall.
- Tak, tego. Przychodzi do naszej szkoły.
    Chociaż była jedna rzecz, której im nie mówiłem... Żadne z nas nigdy nie powiedziało tego na głos, jednak gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi sprzeczkami Melanie i Nialla,  coś więcej niż przyjaźń. Oczywiście, znając ich zapierali by się rękami i nogami i obrazili na mnie na tydzień, za tak ,,daleko posunięte wywody", dlatego też, wolę siedzieć cicho w tej sprawie i obserwować obrót sytuacji.
- To on? - spytała Melanie patrząc na niewysokiego bruneta wchodzącego po schodach.
   Od razu odwróciłem głowę i zobaczyłem go rozglądającego się nieprzytomnie po labiryncie korytarzy naszej szkoły.
- Mhm - przytaknąłem, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Automatycznie zeskoczyłem z parapetu i chciałem do niego podejść, bo najwyraźniej mnie nie zauważył.
- Poczekaj! - powiedziała dziewczyna i złapała mnie za nadgarstek zatrzymując.
   Poczułem silny ból, gdy ściskała moje świeże rany, jednak chciałem to ukryć.
- Poznaj mnie z nim - powiedziała z błyskiem szaleńca w oczach.
- Dobrze, zaraz, pójdę się z nim przywitać - odparłem lekko zmieszany i wyswobodziłem obolałą rękę.
- Lou! - krzyknąłem, by chłopak mnie zauważył.
- Hazza, boże, nareszcie! - ucieszył się. - Zaraz się tu zgubię!
- Haha, nie jest tak źle - uśmiechnąłem się, a on przytulił mnie i dał buziaka w policzek, jak zawsze na powitanie, jednak teraz obserwowali nas moi przyjaciele i czułem się niezręcznie.
- Coś się stało? - spytał najwidoczniej odkodowując moją mowę ciała.
- Nie, nic - zaprzeczyłem. - Chodź, przedstawię Cię moim przyjaciołom.
- Z chęcią, jakoś wcześniej, nie było okazji - odparł chyba rozumiejąc sytuację i poszedł za mną.
   Oboje przyglądali mu się w zaciekawieniu. Widziałem po Mel, że Louis się jej spodobał, patrzyła na niego tym innym wzrokiem, wręcz go pożerała. Z niewiadomych mi dotychczas powodów, poczułem w środku skręcanie, co oznaczało głęboką zazdrość. Niall był raczej pogrążony w swoim telefonie, ale wiedziałem, że uważnie przysłuchuje się sytuacji. Siedziałem z boku i obserwowałem jak  prowadzili żywą konwersacje na temat rodzajów gum do żucia. To było naprawdę irytujące, że w ciągu 10 minut zdołali nawiązać kontakt. Melanie była nim tak zaoferowana, że nawet nie dostrzegła mojego wyraźnego grymasu na twarzy. Siedziałem na parapecie, jak obrażone dziecko, miałem ochotę złapać chłopaka za rękę i uciec z nim jak najdalej.
- Harry - powiedział nagle brunet. - Chodź ze mną na parking, zostawiłem chyba telefon w motorze.
   Nie mogłem ukryć zadowolenia, gdy chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów. Niestety chyba jednak tego entuzjazmu brakowało McCartney.
- Melanie jest niezłą gadułą - stwierdził gdy odeszliśmy już dość daleko.
- Fakt, haha. Niall zazwyczaj też, tylko teraz jakoś cicho siedział.
- Nie wątpię - odparł. - Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia - powiedział zachęcająco i niespodziewanie usiadł na murku przed szkołą, więc do niego dołączyłem.
- Och... jaką? - zaintrygowałem się.
- Za cztery tygodnie moja kuzynka bierze ślub. Do tej pory nie znalazłem osoby towarzyszącej.
- I zapraszasz mnie?
- Dokładnie.
- A czy to nie powinna być jakaś kobieta? - spytałem i od razu ugryzłem się w język.
    Chłopak trochę się zmieszał, widziałem to po jego wyrazie twarzy. Wbił wzrok w przestrzeń i zaczął bawić się kolczykiem w wardze.
- Jeśli nie chcesz, nie nalegam zaproszę Melanie - powiedział z wyczuwalnym zawodem w głosie.
- Tego nie powiedziałem. Z chęcią z Tobą pójdę - starałem się naprawić sytuację.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - powiedział od razu.
- Która godzina? Bo chyba powinniśmy iść na salę.
- 8:49 - odparł wyjmując telefon z kieszeni. Spojrzałem na niego pytająco.
-No tak. Chciałem z tobą porozmawiać na osobności - uśmiechnął się.

***
   Stałem w bibliotece przeglądając stosy książek historycznych. W nosie mnie kręciło, od kurzu, który zebrał się na nich przez kilka miesięcy nieużywania.
- Ja się kurwa nie zgadzam! - krzyknął Niall stojąc obok mnie. - Nie! Nie! Nie! To jest kurwa nie fair! To jest drugi tydzień szkoły, a oni już nas zawalają pracą!
- Nie zapominaj, że jesteśmy w ostatniej klasie - powiedziałem spokojnie.
- Zgadzam się z blondaskiem - powiedział również zdenerwowany Louis, siadając do naszego stolika.
- Mam poparcie wśród ludu! A jak ty Melanie? - odparł podniosłym głosem blondyn.
- W tym, że jesteś skończonym idiotą? Tak jasne! - zaśmiała się Mel wlepiając gałki w Lou.
    To moja najlepsza przyjaciółka, kocham ją całym sercem, ale za to, że na niego leciała, miałem ochotę ją zabić.
- Hej Boo - odparłem siadając obok niego i puszczając oczko, chłopak wpatrywał się w moje usta jak zaczarowany. Bardzo mnie to rozbawiło, a z drugiej strony ucieszyło.
   Niall zajął miejsce naprzeciwko nas i przyglądał się nam badawczo, co mnie trochę krępowało. Zawsze, gdy rozmawiałem, lub chociaż przebywałem z Louisem, on nas obserwował. Zastanawiało mnie jego dziwne zachowanie, starałem się to zignorować i wbiłem wzrok w książkę pod tytułem  ,,Wpływ kultury włoskiego renesansu na kultury innych państw europejskich" Tak... dłuższej nazwy nie było. Chwyciłem zeszyt leżący obok i notowałem najważniejsze informacje, nic specjalnego.
  Minęły 3 godziny, a my wciąż topiliśmy się w oceanie drukowanych liter. Myślałem, że zaraz z książki wyskoczy jakiś wieloryb pożerając mnie, a ja skonam w jego żołądku. Miałem zapisane już 9 stron A4.
- Głodny jestem! - powiedział Niall zamykając nerwowo książkę.
- Fakt, nie jadłam śniadania - McCartney również podniosła wzrok znad lektury.
- Zamawiamy pizze? - rzuciłem luźny pomysł.
- W bibliotece? - zdziwiła się dziewczyna.
- Czemu nie? - odparł do tej pory milczący Lou.
      Chwyciłem telefon i zamówiłem dwie grand pizze z kurczakiem i mięsem z kebaba. Zignorowałem dziwne spojrzenia innych ludzi, gdy mówiłem, że proszę o sos czosnkowy.
***
- Nie może nas pani wywalić! - krzyczała Melanie, gdy bibliotekarka kazała nam wyjść.
- To miejsce jest przeznaczone do delektowania się pięknem książek, a nie zajadaniem tłustych fast-foodów! - oznajmiła nam niska, drobna bruneta głosikiem przypominającym pisk myszy, miałem wrażenie, że zaraz położy się na ziemi i zacznie tupać jak niezadowolone dziecko.
- Jesteśmy głodni, zjemy, nie nabrudzimy i wrócimy do nauki -powiedział grzecznie Niall, zbyt grzecznie jak na niego.
- Nie ma takiej opcji! Tam jest wyjście proszę państwa - wskazała ręką kobieta.
    Zabierając pizzę, wyszliśmy za drzwi, które od razu się za nami zatrzasnęły.
- Co za jędza... - skomentował Lou.
- Nazwałbym ją inaczej, ale powinno się mieć szacunek dla starszych... - zażartowałem i usiadłem na schodach.
- Serio? Tutaj? - zaprotestowała Melanie, podczas gdy wszyscy inni już siedzieli.
- A dlaczego nie? - wymamrotał Niall z pełną buzią.
- Mam spódniczkę - powiedziała zła, poprawiając ubranie.
    Jednak mimo z przeciwności, po chwili siedzieliśmy wspólnie i opanowywaliśmy jedzenie. Cieszyło mnie to, że Louis wkręcił się do naszej paczki. Dobrze się razem dogadywaliśmy. Zależało mi, żeby poznał moich przyjaciół. Znaczy.. on też jest moim przyjacielem... tylko przyjacielem.
- Nie żebym narzekał, ale siedzimy tu jak menele - zaczął się śmiać Lou.
- Fakt. Hahahaha - Przyznał Horan.
- Daj posmakować - powiedział Tomlinson, który siedział obok mnie.
   Jakoś w tedy mnie to nie zdziwiło, podałem mu mój kawałek i on ugryzł kawałek.
- Też chcę - oznajmiłem, a on podał mi swój, jednak ja mocno się ubrudziłem. Chłopak zaczął się śmiać i wytarł kciukiem kącik moich ust. Poczułem wtedy dziwne dreszcze. Odwróciłem wzrok i zacząłem przyglądać się kwadratowemu brukowi, który w tym momencie wydawał się nieziemsko interesujący.
- Harry, chodź na chwilkę, mam do ciebie sprawę - powiedział Niall, z kolejnym ,,tajemniczym spojrzeniem".
- Umh.. dobrze - byłem strasznie przestraszony. Gdy mój przyjaciel robi się tak poważny, to znaczy, że coś jest na rzeczy.
   Wstaliśmy z betonowych schodów i poszliśmy w stronę parku. Liście na drzewach zaczynały gubić swoją radosną zieleń, przybierać odcień czystego złota. Na placu zabaw nie było już wesołych dzieci, huśtawki samotnie kołysały się na wietrze, pozbawione resztek uroku.
- To dziwne, o co zaraz Cię spytam i nigdy bym nie przypuszczał, że mogę mieć takie wątpliwości, jednak życie potrafi namieszać i -mówił chłopak, starając się odwlec ten moment.
- Stary.. do rzeczy - powiedziałem niecierpliwie.
- No bo chodzi o to, że... umh.. Jesteś gejem? - spytał i wbił wzrok w pobliskie drzewo.
- Co?! Nie! - zaprotestowałem, chociaż jakaś część mnie, którą starałem się zagłuszyć krzyczała ,,tak! tak! tak!"
- Przepraszam... ja tylko.. Bo Louis i ty.. i wy tak.. Z resztą nie ważne..
    Wtedy coś we mnie mi podpowiedziało, że Niall jest tą osobą, z którą mogę być kompletnie szczery i powinienem podzielić się z nim tym mętlikiem, który zagościł w mojej głowie.
- Cholera - pomyślałem na głos.
- Co? - zdziwił się.
- Prawda jest taka, że nie wiem. Nie wiem, czy jestem gejem. Nie wiem czy kocham Lou. Nie wiem kim jesteś Niall! Odkąd go spotkałem, mam coraz więcej pytań niż odpowiedzi. Z jednej strony przy nim czuję się jakoś tak inaczej, gdy mnie dotyka, patrzy na mnie, jeszcze teraz zaprosił mnie na ślub swojej kuzynki... Jednak przecież zawsze kochałem dziewczyny. To do mnie nie podobne. Zagubiłem się - przyznałem.
     Irlandczyk bacznie mnie słuchał, cieszyło mnie to, że nie zraził się do mnie, przez moje wyznanie.
- W tym Ci nie pomogę. Chociaż nie wiem, jak dobrze Cię znam. To nie powiem Ci jakiej jesteś orientacji. Daj się ponieść, pozwól życiu płynąć. Z czasem się wszystko okaże. Tylko pamiętaj. Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć, tak? Stary, możesz mnie obudzić o trzeciej w nocy, gdy będziesz czegoś potrzebował, przyjedź.
- Tak, wiem. Dziękuję.
______
korekta:  

Ale dziękuję, za 27 komentarzy pod ostatnim postem i za 54 

osoby, którym się blog podoba <3

sobota, 28 września 2013

3. A może...?

    Siedziałem na leżaku przed krytym basenem w moim domu. Był już wieczór, słońce powoli chowało się za niewyraźnym horyzontem. Lampki na ścianach zbiornika powodowały efektowne odbicie tafli wody na suficie. Powietrze było wilgotne i ciepłe, aż dusiło w płucach. W ręku trzymałem telefon i nerwowo go obracałem. Cały czas patrzyłem na lekko zakrwawioną chusteczkę z napisanym numerem telefonu.
- Raz się żyje - spojrzałem na cyferki napisane zgrabnym drobnym pismem i wydzwoniłem.

  • Hej Louis, z tej strony Harry.
  • Cześć! Miło, że dzwonisz. Myślałem, że o mnie zapomniałeś, przepraszam, że tak nagle wyszedłem, ale miałem pilną sprawę.
  • Nie ma sprawy, nie jestem zły. Masz dzisiaj czas? Pomyślałem, że jeśli byś chciał, możemy się gdzieś umówić. Nie żebym nalegał, ale bardzo bym się ucieszył.
  • Zapraszam mnie na randkę?
   W tym momencie się trochę zawiesiłem, nie wiedziałem co mam powiedzieć. To był tylko żart, czy on mówił poważnie?
  • Powiedziałem coś źle, Harry?
  • Nie... - odchrząknąłem. -  Znaczy nie. To jak, masz czas?
  • Jasne, a co proponujesz?
  • Pokażę Ci nocne miasto.
  • Czemu nie? Gdzie się spotkamy?
  • Będę czekał na skrzyżowaniu, przy centrum handlowym.
  • Za pół godziny? 
  • Mi pasuje. To do zobaczenia.
  • Do zobaczenia!
    Włożyłem telefon do kieszeni, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Szybkim krokiem poszedłem do mojego pokoju przebrać się w coś odpowiedniejszego.
***
    Stałem przy ruchliwej ulicy. Światła samochodów raziły z każdej strony. W powietrzu unosił się delikatnie zapach spalin. Każdy się gdzieś śpieszył i pędził w swoją stronę. Ludzie mijali mnie obojętne zajęci własnymi myślami, nie zwracali na innych uwagi. Spojrzałem nerwowo na zegarek w telefonie..
 Spóźnia się- pomyślałem
   Jednak nadal miałem nadzieję, że się pojawi. Na razie nie zagłębiałem się w to, co czuję do niego. Przecież prawie go nie znałem, ale coś kazało mi zainwestować w tą znajomość. Otaczała go taka aura tajemniczości, która bardzo mnie intrygowała. Każda sekunda wydłużała się niemiłosiernie. Spojrzałem w lewo i zauważając go idącego w moim kierunku, poczułem ulgę.
    Automatycznie zmierzyłem go wzrokiem i przegryzłem wargę, co nie uszło jego uwadze. Tylko się uśmiechnął. Ubrany był w luźną, białą koszulkę z jakimś nadrukiem, nie miała rękawów, tylko mocne wycięcia po bokach. Czarne jeansy z lekko opuszczonym krokiem i bordowe trampki, na głowie miał beanie tego samego koloru. Teraz dokładnie widziałem wszystkie jego tatuaże, a dwudniowy zarost tylko dokańczał jego łobuzerski wizerunek.
- Hej! - przywitał się z szerokim uśmiechem na twarzy, gdy do mnie dotarł.
- Hej! - odwzajemniłem.
- To gdzie idziemy najpierw? - spytał ochoczo.
- Pokażę Ci moje ulubione miejsca - powiedziałem podekscytowany i skręciłem w jedną z uliczek.
     Szliśmy razem przez jakieś 15 minut, po czym weszliśmy do małej knajpki z dużym neonem w oknach.
,,KEBAB 24/7!"
    Nie była to jakaś renomowana restauracja z 5678 kucharzami, a malutki bar w centrum. Nigdy nie było tu dużego tłumu, ale jedzenie było naprawdę dobre. Siedzieliśmy w środku na wysokich krzesłach i zajadaliśmy się pikantnym daniem. Cały czas żartowaliśmy i wymienialiśmy się poglądami na różne tematy. Louis był bardzo inteligentną osobą, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Rozmawiałem z nim jakbyśmy znali się od zarania dziejów, to było naprawdę ekscytujące. Mam wrażenie, że nasze spotkanie było jakby z góry zaplanowane. Jakby ktoś dawno temu stwierdził, że nasze drogi życiowe muszą się przeciąć. Był tak idealnie dopasowany do mnie, pomimo wielu sprzeczności. To dziwne, wręcz przerażające.
  Rozżarzone gwiazdy oświetlały otulone ciemnością miasto. Wszystko wokół tętniło życiem, wstąpiliśmy w rejon nocnego życia. Spacerowaliśmy uliczką między milionem klubów, a ja opowiadałem mu o każdym z nich. Z zaciekawieniem wsłuchiwał się w każde moje słowo, kolejnych opowieści o historiach, które mnie w nich spotkały. Po dłuższym spacerze postanowiliśmy wejść do jednego z pubów. Jak zawsze tłoczno, duszno, pełno spoconych ludzi, w powietrzu unosiła się woń alkoholu, a głośna muzyka ogłuszała wszystkich wokół. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy kilka drinków. Widziałem, jak Louis wciąż się do mnie zalotnie uśmiecha i oblizuje usta. Ciekawiło mnie bardzo co on myśli. Intrygował mnie i prowokował takim zachowaniem. Drażniące. Tak wielki tłum, zaczynał mnie powoli przytłaczać. Nie byliśmy pijani, a nasz dobry humor raczej zależał ze wspólnego towarzystwa, niż z nadmiernej ilości procentów we krwi.  Chłopak zaciągnął mnie na parkiet, gdzie spędziliśmy dobre kilka godzin, chociaż dokładnie nie pamiętam. Wiem tylko, że moje nogi później boleśnie to wspominały. W środku nocy naszła nas dziwna ochota na spacer. Wyszliśmy z ciasnego budynku i chodziliśmy ulicami miasta prowadzeni przypadkiem.
- Ile masz rodzeństwa? - spytałem.
- Jestem najstarszy, mam brata i siostrę. Jenny ma 9 lat, a Kevin 14. Ciągle się kłócą. Jen jeździ na balet i uwielbia wszystko co ma związek z różem i księżniczkami, a Kev jeździ na deskorolce i ma bzika na punkcie ścigaczy, namawiał mnie, żebym sobie zrobił prawo jazdy na motor i z nim jeździł - Louis bardzo długo opowiadał o rodzinie, różne historie, dało się wyczuć jak bardzo ich kocha.
   Pomyślałem o mojej siostrze Esterze, w sumie mieszkamy razem, a nasze kontakty ograniczają się do mówienia sobie ,,cześć". Kompletnie NIC o niej nie wiem. Nawet nie wiem do jakiej szkoły chodzi, czy ma chłopaka, czym się interesuje. Jestem najgorszym bratem na świecie. Wszystko mnie od wewnątrz skręcało. Czemu nasza rodzina tak się rozpadła? To takie dołujące...
    Szliśmy środkiem asfaltowego chodnika śmiejąc się i zadając sobie nawzajem miliony pytań. Bezchmurne niebo wdzięcznie prezentowało wachlarz jasnych gwiazd, które oświetlały spokojne wody Morza Irlandzkiego, nad którym położone było nasze miasto.  Bulwar prowadził wzdłuż brzegu, a od fal chronił nas wysoki mur. Idealne miejsce na nocne spacery. Drogę rozjaśniał wysokie lampy przyciągające miliony owadów. Usiedliśmy na betonowym murze i patrzyliśmy na okolicę.
    Było bardzo miło. Nawet nie wiedziałem, że może mi się tak dobrze z kimś rozmawiać. Słońce wschodziło, a ja czułem straszne zmęczenie. Nagle Louis przesunął swoją dłoń bliżej mojej i delikatnie złapał małym palcem mój palec, tak, że się splotły. Bardzo mnie to zdziwiło, ale nie chciałem go urazić. Od razu w głowie zaczęły mi huczeć jego słowa ,,Zapraszasz mnie na randkę?". Sam nie wiem, ja to raczej uważałem za kumpelski wypad. Tak chciałem myśleć, ale to w jaki sposób on do mnie mówił, uśmiechał się, dotykał, dziwnie na mnie działało. Przecież, to niedorzeczne. On nie może mi się podobać... A może...?
__________
Zapraszam do komentowania!